Music~

niedziela, 22 lutego 2015

#Chapter Four - You can't breathe until you choke

Ocknąłem się, gdy moja twarz została oblana zimną wodą. Ze świstem wciągnąłem powietrze, zakasłałem donośnie. Rozejrzawszy się dookoła, stwierdziłem, że znajduję się w dosyć nieprzyjemnej sytuacji. bazując chociażby na tym, że byłem mocno skrępowany sznurami, a wszędzie było cholernie ciemno. Jedynym światłem, jakie zdołałem dostrzec, była lampka, której zimne światło dobiegało do mnie gdzieś z góry. Oddychałem szybko, a mój oddech odcinał się mleczną parą na czarnym, hebanowym tle.
- Czy ktoś tu jest?! - wyzipałem, chociaż od samego początku znałem odpowiedź na moje własne pytanie. Czując jak powoli ucieka ze mnie ciepło, szarpałem się, bez żadnego widocznego skutku.
- Ktokolwiek!
Czyjaś dłoń wymierzyła mi siarczysty policzek. Dyszałem głośno, czułem żar we wnętrzu, jednak i on zaczynał powoli wygasać.
- Nie gorączkuj się tak Invidia. - usłyszałem głos Samwella. Z nadzieją w oczach rozejrzałem się, jednak nadal nie dostrzegłem niczego. - Twe próby w koniec na psy zejdą. Rozumiem, że zafrasowany jesteś niezwykle swoim położeniem. Nie za bardzo mi się opłaca... - zawiesił głos. - Co się będę czarować. Po prostu mi się nie chce, hehe... No co? Nie miej mi tego za złe, Invidio, Xavierze Shrack. To nie moja wina!
- Zaczniemy już? - usłyszałem delikatny, męski baryton. Moje serce biło coraz szybciej, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi i uciec jak najdalej z tego miejsca. W ciemności dostrzegłem dwójkę liliowych oczu, które wpatrywały się we mnie z niekrytą uciechą. Ich prawdopodobny właściciel przemówił ponownie. - Przedstawię się! Hades Meanwhore, w skrócie Luxuria! - lampy rozbłysły zimnym światłem, musiałem zmrużyć powieki.Ujrzałem w miejscu liliowych oczu wysokiego bruneta. Jego włosy były nażelowane i zaczesane do tyłu, w staromodnym szyku. Miał na sobie granatowy garnitur i trochę poobcierane jeansy. Podszedł do mnie i ujął mój podbródek w dwa palce.
- Nie dręcz dzieciaka.- usłyszałem zza pleców głos Iry. Za takie dręczenie to ja chętnie go swoim zbawcą mogę nazywać! - Oberwał kijem po twarzy.
- No właśnie widzę, że komuś tu twarz okresu dostała. - zarechotał Luxuria, patrząc głęboko w moje oczy. Drżałem, gdyż jego dotyk był w swój specyficzny sposób nieprzyjemny. Tak jakby ktoś przytykał mi rozżarzone węgliki do skóry. Zasyczałem, gryząc własną wargę poczułem na niej metaliczny posmak krwi. - No co ty wyrabiasz, kretynie? Chcesz, się otruć? Krew jest fu....
- Dosyć tej błazenady. - Acedia, czyli Sam, wydawał się być zażenowany całą sytuacją. Odepchnął Hadesa, ukucnąwszy przy mnie, spojrzał mi głęboko w oczy. Jego tęczówki były błękitne jak nieboskłon w słoneczne, bezchmurne dni. - Os iusti meditabitur sapientiamEt lingua eius loquetur iudicium.
Poczułem niesamowity żar pod stopami. Wszystkie nerwy w moich kończynach dolnych nagle odżyły. Targnięty spazmami, razem z krzesłem zwaliłem się na ziemię. Ujrzałem linię, nakreśloną żarem, z której unosił się zapach topionego tłuszczu zwierzęcego. Ziemia zawyła, moje ciało wykręcało się w coraz to większym bólu. Zaschło mi w ustach, w gardle także panowała kompletna susza. Nie mogłem wykrztusić z siebie najdrobniejszego słowa, nie mogłem nawet wołać o pomoc. Luxuria przycisnął moją głowę butem do ziemi, po czym wyszeptał:
- Beatus vir qui suffert tentationem. Quoniam cum probates fuerit accipiet coronam vitae. - moje ciało zostało spętane w żywy ogień. Smażyłem się jak zwierzyna na rożnie, nikt z nich nic nie robił. Nie starali się mi pomóc, wręcz przeciwnie, stali nade mną jak kaci nad skazańcem. Tylko, że ja byłem niewinny! Nie wiem nawet, jaki był powód ich działania.
Jakaś dłoń ścisnęła moją szyję i poderwała mnie do góry. Czułem już, jak języki ognia lizały moją krtań. W płomiennych oczach Iry dostrzegłem białawy blask. Chłopak wysyczał, przez zaciśnięte zęby:
- Kyrie, Ignis Divine, Eleison. - mimo braku głosu niezwykły ryk wydobył się z mego gardła. Sam bym po sobie nie przewidywał takiej siły głosu. Szarpałem się jak opętany. Kto wie, może coś do nie wsadzili? Ira... Luxuria... Kojarzyłem te nazwy, jednak do mojego mózgu napływały jedynie informacje o bólu fizycznym, jaki jest zadawany memu ciału. Skowyczałem. mimo niesamowitego ucisku na gardle.Za sobą usłyszałem dwa głosy, które krzyczały:
- O quam sancta, quam serena, quam benigna. Quam amoena O castitatis lilium. - w tym momencie krew wypłynęła mi z oczu. Osunąłem się na ziemię, tracąc przytomność. Coś z wrzaskiem mnie trzymało i nie chciało puścić. Wszystko spowił mrok.

1 komentarz:

  1. Uuu zaczeło się coś dziać. Bardzo ciekawie się zapowiada. Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń